Żydzi mówią o nim Jahwe, Muzułmianie – Allach, Hindusi – Shiva, Jest nazywany Jehową, „siłą stwórczą” lub też, przez ateistów, „zbiorową halucynacją”.
Dla mnie, katolika obrządku rzymskiego, po prostu Bóg.
Może dla niektórych wyda się dziwne to, co za chwile przeczytają, ale jest to odbicie moich przekonań i myśli. Według mnie nie ma wielu religii, ale jest jedna. W końcu każda religia ma swoje dogmaty, ma swojego „boga”. Tak naprawdę istnieje jeden Bóg, jednak różne religie dały inne imiona, których tylko część wymieniłem na początku. Oczywiście dla ateistów to tylko majaczenie, którym mamieni są ludzie, albo „siła stwórcza” porównywalna z Chaosem z greckiej mitologii.
Zastanawianie się w moim życiu nad tematem Boga trwało kilka lat. Zaczęło się od gorliwości we wczesnej młodości, gdy z nabożeństwem klękało się i wielkim przeżyciem odmawiało modlitwy. Dziś już formułki dawane przez Kościół to dla mnie za mało. Wolę rozmowę, w której podsumowuję każdy dzień, w której proszę, ale tez dziękuję za każdy dzień. Trzeba być wdzięcznym, nawet, jeśli ten, który minął, zaliczyłbym do najgorszych, do tych, w które najlepiej nie wstawać z łóżka.
Czasami mam ochotę Go zwymyślać, ale to słabość, która nachodzi mnie rzadko. Gdyby nie było Boga, egzystencja stałaby się niespełniona, brakowałoby czegoś w moim życiu… Każdego dnia powierzam Mu swoje życie i modlitwą otulam wszystkich tych, którzy jej potrzebują. Bóg mnie fascynuje. Wierzę, że dał nam wolną wolę, ale ustawił na naszej drodze pewne punkty, przez które musimy przejść. To, co jest między nimi, zależy już od nas samych.
Ostatnio czytałem „Los powtórzony Janusza Leona Wiśniewskiego. Był w niej cytat, który mnie zaintrygował. ”W Boga trzeba wierzyć, ale Bogu niekoniecznie…”. Ja Mu wierzę, nawet, jeśli wedle mojej oceny postępuje niesprawiedliwie i niesłusznie. Może się przecież okazać, że tak miało być i to miało jakiś swój cel.